Something old, something new, something borrowed, something blue - o uczeniu przez zabawę, edutainment, z niejednej perspektywy
Lubię te słowa Alberta Einsteina: Nauka w szkołach powinna być prowadzona w taki sposób, aby uczniowie uważali ją za cenny dar, a nie ciężki obowiązek. I lubię tez myśleć o takiej idealnej sytuacji: spokojny i zadowolony nauczyciel języka angielskiego prowadzi rewelacyjną lekcję, angażując wszystkich uczniów. Czterdzieści pięć minut mija niepostrzeżenie, uśmiechnięci uczniowie serdecznie żegnają nauczyciela i nie mogą wprost doczekać się kolejnej lekcji. Podobnie i nauczyciel. Tylko jeszcze wcześniej sprawdzi testy, które wszyscy napiszą fenomenalnie, co czarno na białym pokaże, jak skutecznie prowadzi swoje zajęcia. Jaką doskonałą metodę stosuje taki nauczyciel? Pewnie każdej po trochu. Bo też każda grupa jest przecież mieszanką różnych stylów i strategii uczenia, jak i doświadczeń, potrzeb, zainteresowań i temperamentów. Definiując pokolenie Alfa, myślimy głównie o technologii, mediach społecznościowych, szybkich bodźcach cyfrowych, potrzebie natychmiastowej informacji zwrotnej, gamifikacji. Tymczasem zdarza się, że to wyciągnięta z lamusa planszówka lub zakurzony wiersz, ba … nawet poczciwe ćwiczenie na uzupełnianie luk czy wyszukiwanie informacji, potrafi zdziałać cuda i kapitalnie zmotywować do pracy na lekcji. Jeśli tylko w danej grupie trafi w punkt. Okazuje się, że edutainment, czyli łączenie edukacji z rozrywką, jedna z kluczowych współcześnie metod aktywizujących, niejedno ma imię. I o tym właśnie – poszukiwaniu najlepszej metody pracy będzie mój warsztat. Będzie trochę podawczo, trochę angażująco i z kilkoma gotowymi pomysłami w prezencie.